Czas stał się pojęciem
drugoplanowym. Nie liczyły się przesuwające wskazówki zegara,
były tylko ozdobą pokoju, który rozpływał się wokół, tworząc
morze kolorów. Najjaśniejsze były czerwone włosy przede mną.
Nagle dostrzegłem pewien szczegół, który wywołał u mnie śmiech.
Oderwałem się od Gerarda i zacząłem się zwijać na kanapie,
trzymając się za brzuch. Chłopak odskoczył ode mnie jak
poparzony, mrugając nerwowo i szukając wzrokiem źródła mojej
reakcji.
- Co jest, Frank? - spytał wciąż
zdenerwowany moim wybuchem wesołości.
- Nie no stary... pomarańczowe
odrosty?! - wydusiłem z trudem.
Złotooki uśmiechnął się do mnie
jak dorosły do dziecka chorego na porażenie mózgowe.
- A co myślałeś, że będą
niebieskie? - zapytał z ironią.
Gdy uspokoiłem się na tyle by móc
normalnie konwersować, usiadłem prosto i przybrałem minę
profesjonalisty.
- A nie powinny być czarne, albo
brązowe?
- Oh... widać, że fryzjerem to ty nie
będziesz. - westchnął, mierzwiąc mi włosy.
Przysunąłem się z powrotem do niego
zarzucając mu ręce na szyję.
- Może, ale za to będę królem
kurczaków w KFC. - powiedziałem.
W odpowiedzi uśmiechnął się i
przysunął swoją twarz do mojej. Po chwili nasze usta znów były
złączone. Zmieniłem pozycje tak, aby siedzieć na kolanach
Gerarda. Czułem jak jego dłonie błądzą po moich plecach i
znajdują się coraz niżej. Byliśmy tak zaaferowani sobą nawzajem,
że nie zauważyliśmy żadnej zmiany w otoczeniu, dopiero czyjś
głos oderwał nas od siebie.
- No, no... Gerard. Nie sądziłem, że
taki z ciebie macho.
Odwróciłem się gwałtownie, prawie
spadając z kanapy. Udało mi się temu zapobiec tylko dzięki
czerwonowłosemu, który wciąż trzymał mnie mocno nie zmieniając
pozycji. W progu stał mniej więcej w moim wieku, wysoki blondyn.
Włosy pokryte żelem zaczesał do tyłu. Zauważyłem pewne
podobieństwo między niem, a Gerardem. Głównym tego powodem były
jego oczy, także przypominające płynne złoto, jednak był trochę
chudszy. Czerwonowłosy zsunął mnie delikatnie na bok, po czym
wstał i podszedł do gościa. Oniemiały siedziałem nieruchomo,
przyglądając się jak Gee podaje rękę przybyłemu, a chwile
później obejmuje go wolnym ramieniem i klepie po plecach. Blondyn
odwzajemnił ten niezrozumiały dla mnie przypływ uczuć,
uśmiechając się.
- Strasznie się za tobą stęskniłem.
- powiedział.
Nagle do głowy przyszło mi, że być
może jest to były Gerarda, jednak odegnała te myśl odpowiedź
czerwonowłosego.
- Ja za tobą też braciszku.
Wstałem z kanapy i podszedłem do nich
niepewnie. Młodszy z braci wyciągnął ku mnie rękę, którą
powoli uścisnąłem.
- Frank to mój brat Mikey. Mikey to
mój... sam wiesz... Frank. - przedstawił nas sobie starszy z nich.
Usłyszałem w jego głowie lekkie
skrępowanie, jednak ja z pewnością byłem dużo bardziej
zawstydzony zaistniałą sytuacją.
- Cześć. - powiedziałem.
- Miło mi cię poznać. - odpowiedział
Mikey.
- Może ja już pójdę... -
zaproponowałem, robiąc krok w stronę wyjścia.
Gerard szybko złapał mnie za rękę i
uśmiechnął się.
- No coś ty. Zajmę się tym tutaj. -
spojrzał przelotnie na brata. - I do ciebie przyjdę. Zaczekaj na
mnie na górze. - dodał.
- No dobra. - burknąłem.
Skierowałem się tam gdzie mi kazał i
rozłożyłem się na jego łóżku, chcąc rozluźnić się chociaż
trochę. Nowo poznany zachowywał się jakby już kiedyś był w
takiej sytuacji. Ta myśl sprawiła, że zacząłem czuć się
jeszcze gorzej. Kilka minut potem drzwi tworzyły się i wszedł
przez nie gospodarz.
- Przepraszam cię za tę sytuacje. A
mówiłem mu żeby dzwonił jeśli chce przyjechać... - westchnął
siadając obok mnie.
Uśmiechnąłem się i podniosłem się
tak aby nasze twarze znajdowały się na tej samej wysokości.
Wplotłem palce w jego włosy i musnąłem wargami jego policzek.
- Do pokoju chyba nie wejdzie bez
pukania? - spytałem przelotnie.
- Raczej nie, ale wątpię czy na długo
da nam spokój.
Zacząłem pokrywać pocałunkami jego
twarz, szyję, a następnie usta.
- Gerard! - rozległo się z dołu.
Chłopak spojrzał w stronę drzwi po
czym zerknął na mnie z miną „ A nie mówiłem?”
- Przestałem go lubić odkąd nauczył
się mówić.
- Może jednak pójdę? Przyjdę kiedy
indziej. - powiedziałem.
Gerard jeszcze raz, czule mnie
pocałował po czym wstał.
- Dobra. Do zobaczenia w szkole. -
rzucił przez ramię wychodząc.
Ruszyłem chwilę później i dotarłem
do drzwi wejściowych wołając „Na razie!” Odpowiedział mi głos
blondyna dochodzący z kuchni.
- Gee, a gdzie się podziało mleko?
Zaśmiałem się cicho wychodząc na
zewnątrz. Wiatr przywiał ze sobą chłodne powietrze, więc
poprawiłem ubranie. Wróciłem do domu myśląc o czerwonowłosym
i... jego byłym. Kiedy po raz pierwszy ujrzałem Mikey'a pomyślałem
o dawnej miłości Gerarda. Jaki był? Czy dorównuje mu chodź
trochę? Co razem przeżyli? Te pytania sprawiły, że zacząłem się
czuć bardzo mały. Czy posunęli się dalej niż my dwoje? Czy
kiedyś uprawiali seks? Po plecach przebiegł mi dreszcz, a moje ręce
zaczęły się trząść. Ogarnęła mnie dziwna złość na myśl o
blondynie. Gdyby nie on, może właśnie rozkoszował bym się
ciepłem ust czerwonowłosego na swojej skórze. Sięgnąłem po
gitarę chcąc skomponować nową melodię, oddającą to co teraz
czułem. Między strunami Pansy nie dostrzegłem kostki, więc
sięgnąłem do małej kieszonki wewnątrz pokrowca, w którym
chowałem kilka. Moje palce zamiast natrafić na cienki plastik,
dotknęły dość sporego prostokąta. Wyjąłem go i przyjrzałem mu
się z dziwną tęsknotą. Było to białe pudełeczko tabletek,
które schowałem do pokrowca na czarną godzinę. Najwyraźniej
właśnie wybiła, ta „czarna godzina”. Przez chwilę chciałem
po prostu wyrzucić opakowanie, lub odłożyć je na miejsce, jednak
nawet nie drgnąłem, za to przyśpieszyło moje serce i oddech. Nie
dowie się, pomyślałem. Moje palce mimo mojej woli otworzyły
pudełko, by po chwili wyciągnąć z niego zawartość. Pomogła mi
przy tym złość na brata mojego ukochanego. Kapsułek było
dwadzieścia, o dwadzieścia za dużo jak dla zwykłego nastolatka,
który nie ma ADHD. Zacząłem wyciągać jedną po drugiej i wrzucać
je do gardła ze łzami w oczach. Nie dowie się... powtórzyłem w
myślach. Uzależnienie było silniejsze od mojej wolnej woli.
Przełykałem białe tabletki, czując jak zasycha mi w gardle. Po
zużyciu prawie całego opakowania, zaczęło kręcić mi się w
głowie. Zauważyłem, że trzymam w dłoni, już nie jedno, a trzy
paczki leków. Zaśmiałem się głucho, nie wiedząc co jest źródłem
mojego rozbawienia. Żołądek podszedł mi nagle do gardła, a po
moich plecach spłynęła strużka potu. Siedziałem na łóżku
próbując wyrwać się z otępienia. Przed moimi oczami zaczęły
pojawiać się czarne plamki, zamazując obraz. Wszystko wirowałem,
tylko ja siedziałem wciąż w miejscu przyglądając się jak świat
w okół mnie zakrywa czarna peleryna. Usłyszałem głuche uderzenie
i już byłem pewien, że jestem największym idiotą na świecie...
Dlaczego ten idiota to zrobił? Nie rozumiem jego motywów. Nie ma silnej woli, ale ja też nie mogę się nią pochwalić... No ale on ma ją mieć!! // http://red-like-a-blood.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńCo za kretyn !! zgadzam się z tym, że jest największym idiotą na świecie. Czekam na następny ;D
OdpowiedzUsuńmilosc-cierpienie-bol.blogspot.com