czwartek, 10 maja 2012

11. Właśnie wybiła, ta czarna godzina...


Czas stał się pojęciem drugoplanowym. Nie liczyły się przesuwające wskazówki zegara, były tylko ozdobą pokoju, który rozpływał się wokół, tworząc morze kolorów. Najjaśniejsze były czerwone włosy przede mną. Nagle dostrzegłem pewien szczegół, który wywołał u mnie śmiech. Oderwałem się od Gerarda i zacząłem się zwijać na kanapie, trzymając się za brzuch. Chłopak odskoczył ode mnie jak poparzony, mrugając nerwowo i szukając wzrokiem źródła mojej reakcji.
- Co jest, Frank? - spytał wciąż zdenerwowany moim wybuchem wesołości.
- Nie no stary... pomarańczowe odrosty?! - wydusiłem z trudem.
Złotooki uśmiechnął się do mnie jak dorosły do dziecka chorego na porażenie mózgowe.
- A co myślałeś, że będą niebieskie? - zapytał z ironią.
Gdy uspokoiłem się na tyle by móc normalnie konwersować, usiadłem prosto i przybrałem minę profesjonalisty.
- A nie powinny być czarne, albo brązowe?
- Oh... widać, że fryzjerem to ty nie będziesz. - westchnął, mierzwiąc mi włosy.
Przysunąłem się z powrotem do niego zarzucając mu ręce na szyję.
- Może, ale za to będę królem kurczaków w KFC. - powiedziałem.
W odpowiedzi uśmiechnął się i przysunął swoją twarz do mojej. Po chwili nasze usta znów były złączone. Zmieniłem pozycje tak, aby siedzieć na kolanach Gerarda. Czułem jak jego dłonie błądzą po moich plecach i znajdują się coraz niżej. Byliśmy tak zaaferowani sobą nawzajem, że nie zauważyliśmy żadnej zmiany w otoczeniu, dopiero czyjś głos oderwał nas od siebie.
- No, no... Gerard. Nie sądziłem, że taki z ciebie macho.
Odwróciłem się gwałtownie, prawie spadając z kanapy. Udało mi się temu zapobiec tylko dzięki czerwonowłosemu, który wciąż trzymał mnie mocno nie zmieniając pozycji. W progu stał mniej więcej w moim wieku, wysoki blondyn. Włosy pokryte żelem zaczesał do tyłu. Zauważyłem pewne podobieństwo między niem, a Gerardem. Głównym tego powodem były jego oczy, także przypominające płynne złoto, jednak był trochę chudszy. Czerwonowłosy zsunął mnie delikatnie na bok, po czym wstał i podszedł do gościa. Oniemiały siedziałem nieruchomo, przyglądając się jak Gee podaje rękę przybyłemu, a chwile później obejmuje go wolnym ramieniem i klepie po plecach. Blondyn odwzajemnił ten niezrozumiały dla mnie przypływ uczuć, uśmiechając się.
- Strasznie się za tobą stęskniłem. - powiedział.
Nagle do głowy przyszło mi, że być może jest to były Gerarda, jednak odegnała te myśl odpowiedź czerwonowłosego.
- Ja za tobą też braciszku.
Wstałem z kanapy i podszedłem do nich niepewnie. Młodszy z braci wyciągnął ku mnie rękę, którą powoli uścisnąłem.
- Frank to mój brat Mikey. Mikey to mój... sam wiesz... Frank. - przedstawił nas sobie starszy z nich.
Usłyszałem w jego głowie lekkie skrępowanie, jednak ja z pewnością byłem dużo bardziej zawstydzony zaistniałą sytuacją.
- Cześć. - powiedziałem.
- Miło mi cię poznać. - odpowiedział Mikey.
- Może ja już pójdę... - zaproponowałem, robiąc krok w stronę wyjścia.
Gerard szybko złapał mnie za rękę i uśmiechnął się.
- No coś ty. Zajmę się tym tutaj. - spojrzał przelotnie na brata. - I do ciebie przyjdę. Zaczekaj na mnie na górze. - dodał.
- No dobra. - burknąłem.
Skierowałem się tam gdzie mi kazał i rozłożyłem się na jego łóżku, chcąc rozluźnić się chociaż trochę. Nowo poznany zachowywał się jakby już kiedyś był w takiej sytuacji. Ta myśl sprawiła, że zacząłem czuć się jeszcze gorzej. Kilka minut potem drzwi tworzyły się i wszedł przez nie gospodarz.
- Przepraszam cię za tę sytuacje. A mówiłem mu żeby dzwonił jeśli chce przyjechać... - westchnął siadając obok mnie.
Uśmiechnąłem się i podniosłem się tak aby nasze twarze znajdowały się na tej samej wysokości. Wplotłem palce w jego włosy i musnąłem wargami jego policzek.
- Do pokoju chyba nie wejdzie bez pukania? - spytałem przelotnie.
- Raczej nie, ale wątpię czy na długo da nam spokój.
Zacząłem pokrywać pocałunkami jego twarz, szyję, a następnie usta.
- Gerard! - rozległo się z dołu.
Chłopak spojrzał w stronę drzwi po czym zerknął na mnie z miną „ A nie mówiłem?”
- Przestałem go lubić odkąd nauczył się mówić.
- Może jednak pójdę? Przyjdę kiedy indziej. - powiedziałem.
Gerard jeszcze raz, czule mnie pocałował po czym wstał.
- Dobra. Do zobaczenia w szkole. - rzucił przez ramię wychodząc.
Ruszyłem chwilę później i dotarłem do drzwi wejściowych wołając „Na razie!” Odpowiedział mi głos blondyna dochodzący z kuchni.
- Gee, a gdzie się podziało mleko?
Zaśmiałem się cicho wychodząc na zewnątrz. Wiatr przywiał ze sobą chłodne powietrze, więc poprawiłem ubranie. Wróciłem do domu myśląc o czerwonowłosym i... jego byłym. Kiedy po raz pierwszy ujrzałem Mikey'a pomyślałem o dawnej miłości Gerarda. Jaki był? Czy dorównuje mu chodź trochę? Co razem przeżyli? Te pytania sprawiły, że zacząłem się czuć bardzo mały. Czy posunęli się dalej niż my dwoje? Czy kiedyś uprawiali seks? Po plecach przebiegł mi dreszcz, a moje ręce zaczęły się trząść. Ogarnęła mnie dziwna złość na myśl o blondynie. Gdyby nie on, może właśnie rozkoszował bym się ciepłem ust czerwonowłosego na swojej skórze. Sięgnąłem po gitarę chcąc skomponować nową melodię, oddającą to co teraz czułem. Między strunami Pansy nie dostrzegłem kostki, więc sięgnąłem do małej kieszonki wewnątrz pokrowca, w którym chowałem kilka. Moje palce zamiast natrafić na cienki plastik, dotknęły dość sporego prostokąta. Wyjąłem go i przyjrzałem mu się z dziwną tęsknotą. Było to białe pudełeczko tabletek, które schowałem do pokrowca na czarną godzinę. Najwyraźniej właśnie wybiła, ta „czarna godzina”. Przez chwilę chciałem po prostu wyrzucić opakowanie, lub odłożyć je na miejsce, jednak nawet nie drgnąłem, za to przyśpieszyło moje serce i oddech. Nie dowie się, pomyślałem. Moje palce mimo mojej woli otworzyły pudełko, by po chwili wyciągnąć z niego zawartość. Pomogła mi przy tym złość na brata mojego ukochanego. Kapsułek było dwadzieścia, o dwadzieścia za dużo jak dla zwykłego nastolatka, który nie ma ADHD. Zacząłem wyciągać jedną po drugiej i wrzucać je do gardła ze łzami w oczach. Nie dowie się... powtórzyłem w myślach. Uzależnienie było silniejsze od mojej wolnej woli. Przełykałem białe tabletki, czując jak zasycha mi w gardle. Po zużyciu prawie całego opakowania, zaczęło kręcić mi się w głowie. Zauważyłem, że trzymam w dłoni, już nie jedno, a trzy paczki leków. Zaśmiałem się głucho, nie wiedząc co jest źródłem mojego rozbawienia. Żołądek podszedł mi nagle do gardła, a po moich plecach spłynęła strużka potu. Siedziałem na łóżku próbując wyrwać się z otępienia. Przed moimi oczami zaczęły pojawiać się czarne plamki, zamazując obraz. Wszystko wirowałem, tylko ja siedziałem wciąż w miejscu przyglądając się jak świat w okół mnie zakrywa czarna peleryna. Usłyszałem głuche uderzenie i już byłem pewien, że jestem największym idiotą na świecie...

2 komentarze:

  1. Dlaczego ten idiota to zrobił? Nie rozumiem jego motywów. Nie ma silnej woli, ale ja też nie mogę się nią pochwalić... No ale on ma ją mieć!! // http://red-like-a-blood.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Co za kretyn !! zgadzam się z tym, że jest największym idiotą na świecie. Czekam na następny ;D
    milosc-cierpienie-bol.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń