wtorek, 17 stycznia 2012

2. Nie mówmy już o tym...

Ze snu wyrwał mnie dźwięk budzika, stojącego na dole. Prawie się wywracając, zszedłem z łóżka i wyłączyłem go. Była 6:30. Największym minusem chodzenia do szkoły, była właśnie wczesna pora wstawania. Z kiepskim humorem przebrałem się w czarne rurki i brązową bluzkę z buźką wystawiającą język. Ręką przeczesałem potargane, ciemne włosy i sięgnąłem po zielony bezrękawnik i czarny plecak. Najciszej jak potrafiłem zszedłem po schodach. Wszyscy jeszcze spali co ułatwiło mi dostanie się do kuchni. Tam zrobiłem sobie kanapkę, którą zjadłem od razu. Napiłem się jeszcze wody po czym wyszedłem. Gdy przekroczyłem próg, moją twarz omiotło rześkie, wiosenne powietrze. Ruszyłem przed siebie, wiedząc że mam jeszcze dość sporo czasu. Podróż wydawała mi się krótsza niż wczorajsza, ale może to dlatego że z moich myśli, nawet na chwilę nie odstępował czerwonowłosy chłopak. Gerard, pomyślałem, a cichy głosik w głowie, powtórzył to imię kilkakrotnie jak echo. Chciałem wiedzieć o nim więcej. Znaliśmy się ledwo jeden dzień, a ja już widziałem w nim przyjaciela. Pomiędzy szarymi budynkami dostrzegłem ten właściwy, jednocześnie sąd i więzienie. Gdy wszedłem do środka od razu „zaatakowała” mnie Nansy.
- Cześć – powiedziała radośnie, szczerząc białe zęby.
- Hej – odpowiedziałem z dużo mniejszym zaangażowaniem. Dziewczyna jednak nie dostrzegła w tym powitaniu niechęci i dalej się uśmiechała mówiąc coś, co jednak nie specjalnie mnie interesowało. Po chwili przypomniało mi się coś bardzo ważnego więc spytałem – Czemu wszyscy boją się Gerarda?
- Ponieważ... - uśmiech znikł z jej drobnej twarzy, a zastąpił go wyraz niepewności – Dwa lata temu zabił swojego ojca... - dokończyła.
Byłem tak zszokowany, że aż zatrzymałem się na środku korytarza. Wpatrywałem się w blondynkę, starając się dostrzec w jej twarzy ślad uśmiechu, w nadziei że jest to tylko głupi żart, jednak niczego takiego nie zauważyłem.
- Ale... jak to? - zdołałem wykrztusić.
- Nikt do końca nie wie... - odparła ruszając. Podążyłem za nią, słuchając uważnie każdego słowa. - Jego ojciec i on byli w kiepskich relacjach. Pewnego dnia pokłócili się i zaczęli szarpać. Oficjalna wersja jest taka, że Way pchnął go nożem w obronie własnej. - dokończyła.
Poczułem ulgę słysząc ostatnie dwa słowa. Teraz rozumiałem czemu wszyscy są nastawieni do niego tak nieufne, ale żeby się go bać? Już nie odzywałem się do dziewczyny, tylko podążałem za nią do klasy. Gdy zadzwonił dzwonek wszyscy wlali się do niej. Gerarda dostrzegłem dopiero w środku. Miał na sobie czarną kurtkę ze skóry i jasne rurki. Kilka lekcji minęło mi na wpatrywaniu się w niego z sąsiednich ławek. Wreszcie przeszedł czas na biologię, którą bardzo lubiłem, co wcale nie oznaczało że byłem z niej dobry. Gdy po dzwonku wszedłem do sali zauważyłem ograniczoną liczbę ławek. Tak jak myślałem wolne było jedynie miejsce obok jakiegoś kujona i czerwonowłosego. Zająłem to drugie witając się cicho. Chłopak odpowiedział niewyraźnym mruknięciem, co zapewne miało oznaczać „hej”. Nauczycielka, która była brunetką średniego wzrostu kazała otworzyć podręczniki. Chwilę kartkowałem go w poszukiwaniu odpowiedniej strony, po czym zatrzymałem się na świetnie wykonanej fotografii brązowego wilka. Chwilę wpatrywałem się w nią, po czym usłyszałem lekko zdziwiony głos Gerarda.
- Wiesz że to nie ta strona?- spytał, patrząc na mnie jak na małe, zacofane dziecko.
- Tak – odpowiedziałem i usprawiedliwiłem się szybko znów spoglądając na fotografię – Po prostu uwielbiam wilki.
- A co w nich jest takiego wspaniałego? - powiedział podążając za moim wzrokiem.
- Sam nie wiem. - mruknąłem – Zawsze kojarzyły mi się z pięknem i wolnością.
- Wolnością... - powtórzył cicho, wciąż spoglądając na zdjęcie.
Kiwnąłem głową, nie potrafiąc tego wyjaśnić.
- Gdy słyszę słowo „wilk” wyobrażam sobie piękne, białe stworzenie biegnące przez las, pokryty śniegiem. Zwinnie omijającego drzewa morderce, który nigdy się nie zatrzymuje. Zwierze które niezależnie dokąd się uda, zawsze będzie wolne, z dala od zgiełku i prawa. Chciałbym móc być takim wilkiem, biegnącym bez celu, mającym aż nadmiar czasu i czyste myśli skupione na nieustannym podążaniu za niczym... - powiedziałem czując się jakbym mówił to sam do siebie.
Gdy spojrzałem na Gerarda dostrzegłem na jego twarzy szczery uśmiech. Patrzył przed siebie, z wyrazem triumfu, jakby właśnie odkrył jak dostać się na słońce i nie zginąć po drodze. Gdy wreszcie zerknął na mnie powiedział po prostu...
- Mógł byś być poetą, lub filozofem. - po czym zaśmiał się cicho.
Dołączyłem do niego, sprawdzając czy nauczycielka nas nie słyszy, jednak ta była zajęta pisaniem czegoś na tablicy. Poza tym siedzieliśmy w ostatniej ławce. Gdy dzwonek oznajmił zakończenie lekcji chłopak zerwał się z miejsca rzucając mi krótkie...
- Dzięki!
Mówiąc to nadal się uśmiechał. Nie wiedziałem o co mu chodzi, jednak byłem zadowolony, że w czymś mu pomogłem. Wyszedł z sali tak szybko, że nie zdążyłem zobaczyć dokąd idzie. Rozglądałem się chwilę za nim, jednak nigdzie w pobliżu go nie było. Pomału zszedłem na dół. Zobaczyłem jak Nansy wychodzi ze szkoły i dopiero ruszyłem do domu, jednak tuż za progiem drzwi zatrzymał mnie znajomy głos.
- Frankie! - Stanąłem w miejscy, obracając się w stronę Gerarda, zmierzającego szybkim krokiem w moją stronę. - Gdzie mieszkasz? - dodał dorównując mi i ruszając wraz ze mną w tym samym kierunku.
- Przy Nesbit Street, a co? - powiedziałem uśmiechając się.
- Mieszkam kawałek dalej, przy Forget Alley. Mogę cię odprowadzić – zaproponował.
Pokiwałem głową zadowolony. Chwilę szliśmy w milczeniu.
- Za co mi dziękowałeś? – spytałem, przerywając ciszę.
- Za pomysł – opowiedział – Ale nic więcej nie mogę ci powiedzieć.
Zupełnie nie wiedziałem o co mu chodzi. W myślach dokładnie przestudiowałem lekcję biologi, jednak nic z tego nie wywnioskowałem. Mijając kolejne sklepy czułem narastającą potrzebę spytania go, o coś bardzo ważnego.
- Co się stało z twoimi rodzicami? - powiedziałem w końcu.
Chłopak spojrzał na mnie, a z jego twarzy znikły wszelkie oznaki tego, że przed chwilą znajdował się na niej uśmiech. Jego oczy wypełnił smutek, a niezręczna cisza która zapanowała między nami, zdawała się być namacalna.
- Przepraszam – powiedziałem spuszczając głowę – Nie powinienem pytać.
- To żadna tajemnica – odpowiedział – Ale to nie takie łatwe o tym mówić.
- Nansy powiedziała mi, że... - nie potrafiłem wypowiedzieć tych słów. Tak bardzo nie pasowały do niego. Tych radosnych, czerwonych włosów i pięknych złotych oczu. Właściwie to czemu uważałem że są piękne?
- Że zabiłem swojego ojca – dokończył.
Złapał mnie za nadgarstek i pociągnął za sobą do parku. Nie opierałem mu się, tylko podążałem, ze zdziwieniem za jego śladem. Gdy znaleźliśmy się między drzewami, ławkami i alejkami puścił mnie i odwrócił się w moją stronę. Wokół niego roztaczała się aura smutku i tego faktu nie zmieniał nawet jego wielobarwny styl. Nie mogąc wytrzymać jego spojrzenia, spuściłem głowę i wpatrzyłem się w czubki swoich trampek. Było mi głupio że to powiedziałem. Chciałem przeprosić za tamto i wrócić do normalnej konwersacji, ale jednak gdy już zamierzałem to zrobić, usłyszałem cichy głos chłopaka.
- Tak, zabiłem własnego ojca... - powiedział – Tego wieczoru pokłóciliśmy się...
Słuchałem z uwagą jego melodyjnego głosu. Spojrzałem w jego oczy. Gdy mówił to wszystko patrzył gdzieś w bok, jakby nie chciał widzieć wyrazu mojej twarz. Nie musiał mi tego wyjaśniać, a jednak robił to.
- Zaczął mną szturchać i krzyczeć. Czułem się... czułem... strach. To wszystko wydarzyło się tak szybko. Instynktownie sięgnąłem po nóż... po prostu w biłem go w jego klatkę piersiową... tak po prosu... - każde słowo zdawało się sprawiać mu coraz więcej trudu i bólu. - Broniłem się... - skończył.
- Ja... - nie wiedziałem co mam powiedzieć, ale rozważania przerwał mi kontynuując.
- To uniewinniło mnie od wszystkich zarzutów, ale po tym wszystkim straciłem nie tylko ojca. Matka odseparowała się ode mnie, a dom zostawiła mi na własność. Najgorsze jest chyba to, że zabrała mi także jedynego brata...
- Gerard... tak mi przykro – wykrztusiłem.
Czułem się podle. Użalałem się nad sobą, a inni ludzie mieli dużo trudniejsze życie ode mnie. Nie wiedziałem co jeszcze mogę zrobić. Chciałem móc go objąć, pocieszyć, ale nie potrafiłem. Stałem w miejscu wpatrując się w pojedynczą łzę, płynącą po bladym policzku Gerarda. Po chwili odważyłem się zareagować, ruchem dłoni wytarłem ją i bez zastanowienia objąłem chłopaka. Czerwonowłosy odwzajemnił uścisk. Uśmiechnąłem się przelotnie pod nosem i powolnymi ruchami głodziłem jego kark. Tkwiliśmy tak przez chwilę po czym odsunąłem się lekko.
- Nie mówmy już o tym. - powiedziałem stanowczo, uśmiechając się znów zachęcająco.
Chłopak odpowiedział skinieniem głowy, a jago twarz wyraźnie się rozjaśniła. Ruszyliśmy przed siebie i zaczęliśmy, z początku nie klejącą się rozmowę. Po jakiś dwudziestu minutach, śmialiśmy się już razem z marnych dowcipów. Chłopak odprowadził mnie okrężną drogą, prawie pod same drzwi i zaproponował wspólne wyjście do szkoły. Gdy już dogadaliśmy się o której się spotkamy, wszedłem do domu żegnając się krótko. W progu przywitał mnie zdenerwowany głos Jacka.
- Gdzie się tyle czasu szwendałeś?! - krzyknął, wychodzą z salonu.
- Byłem na... spacerze – opowiedziałem najbardziej beztrosko, jak tylko potrafiłem.
- Spójrz na zegar! Powinieneś teraz siedzieć przy książkach, a nie łazić gdzie cię nogi zaniosą! - powiedział nieco spokojniej, po czym wrócił tam skąd przyszedł.
Kusiło mnie żeby powiedzieć, że mówi się „poniosą”, jednak nie zrobiłem tego. Zza drzwi kuchni wyjrzała do mnie matka i rzuciła przeciągłe, przepraszające spojrzenie. Nawet nie kiwnąłem głową, tylko wdrapałem się na piętro do swojego pokoju. Rozejrzałem się w nim. Łóżko piętrowe, pod nim biurko, po drugiej stronie szafa, a naprzeciwko drzwi, okno i gitara. Nic się nie zmieniło. Właściwie, co miało się zmieniać? Żeby bardziej nie zdenerwować Jacka nie dotykałem się do Pansy, mojej gitary. Zrobiłem to samo co wczoraj, czyli odrobiłem lekcje i spakowałem plecak. Gdy przebrałem się w pidżamę było już dość późno, więc po prostu poszedłem spać. Zasnąłem wpatrując się w imię napisane na suficie, myśląc o jego właścicielu i o tym co zrobił...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz