sobota, 28 stycznia 2012

4. Zwykłe, małe tabletki...

Gdy otworzyłem oczy dostrzegłem chłopaka o czerwonych włosach. Gerard siedział na brzegu łóżka, podpierając głowę na dłoni niczym „Myśliciel” Michała Anioła. Gdy zauważył, że się obudziłem uśmiechnął się lekko.
- Dzień dobry, śpiąca królewno. - powiedział. - Już miałem cię budzić.
- Hej – powiedziałem siadając.
Dopiero dotarło do mnie, że spałem w obcym domu, w obcym łóżku z praktycznie obcym chłopakiem. Na jego twarzy malowało się przygnębienie, a oczy wciąż nosiły ślady długotrwałego płaczu.
- Ja... - zaczął, odwracając się do mnie. - Przepraszam za wczoraj. Poniosło mnie. - Mówiąc to nie patrzył mi w oczy. Jego głos był cichy i niepewny.
- To nic. - rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Dopiero teraz mogłem się mu uważnie przyjrzeć. Siedziałem na dużym łóżku, zasłanym błękitną pościelą. Ściany także były białe. Znajdowało się na nich mnóstwo plakatów z zespołami takimi jak „Iron Maiden” czy „Misfits”. Podłoga była wyłożona czarnym dywanem. Meble były niebieskie bądź granatowe. Po mojej prawej znajdowało się wyjście na balkon. Po przeciwnej stronie stało biurko z bordowym laptopem.
- To się nie powinno wydarzyć... - szepnął Gerard. Mówił tak cicho, że jego głos można by pomylić z szumem liści.
- Nie musisz się tym przejmować. - odpowiedziałem , uśmiechając się.
Chciałem dodać, że to było przyjemne, jednak nie odważyłem się na to. Wstałem z łóżka, ponieważ nagle zacząłem czuć się na nim niezręcznie. Nie byłem pewien co w takiej sytuacji powinienem zrobić. W domu z pewnością czekał na mnie zdenerwowany Jack i matka. Nie chciałem do nich wracać, a także zostawiać teraz Gerarda samego.
- Chodź, zrobię nam jakiś śniadanie, bo pewnie jesteś głodny. - powiedział, po chwili.
Wyszedł z pokoju, a ja poszedłem za nim. Dom był duży i bogato urządzony. Na ścianach wisiały różne obrazy, a półki zdobiły różne ozdoby i pamiątki. Zeszliśmy po chodach na dół do przestronnej kuchni. Wnętrze było urządzone minimalistycznie. Pomieszczenie musiało służyć także za jadalnie ponieważ na środku stał dość długi stół, przy którym ustawione były krzesła. Gerard podszedł do szafek wiszących pod sufitem. Z jednej nich wyciągnął dwie szklanki.
- Kawy? - spytał, odwracając się lekko.
- Tak, dzięki. - odpowiedziałem, postępując kilka kroków do przodu.
- Usiądź – powiedział, wskazując ruchem głowy stół na środku.
Zająłem jedno z krzeseł i obserwowałem jak bez pośpiechu robi tosty i kawę. Gdy skończył położył talerz i czarny kubek z parującym płynem przede mną i usiadł, naprzeciwko. Nie wiedziałem co mam powiedzieć więc mruknąłem tylko, ciche „dzięki”. Po zjedzeniu pysznych tostów i wypiciu mojego ulubionego napoju, Gerard powiedział że musi pójść na chwilę na górę. Nie miałem nic przeciwko, więc czerwonowłosy wdrapał się po schodach poza zasięg mojego wzroku. Nigdzie nie dostrzegłem zegarka, więc sięgnąłem do kieszeni z zamiarem, sprawdzenia godziny na telefonie. Gdy włożyłem do niej rękę natrafiłem na małe pudełko. Wyjąłem je i sprawdziłem czy jest to co, o czym myślę. W mojej dłoni znajdowało się opakowanie silnych środków uspokajających, mój koszmar, a jednocześnie moje wybawienie. Brałem je od jakiś dwóch lat, czyli od czasu gdy w moim życiu pojawił się Jack. Chwilę rozważałem wzięcie kilku, jednak jakby na to nie patrzeć był to zły pomysł. Mimo iż świetnie o tym wiedziałem, dalej trzymałem je w dłoni walcząc z chęcią zażycia ich. Mało ich nie upuściłem, gdy moich uszu dobiegł głos gospodarza.
- Co to jest? - spytał schodząc ze schodów.
Pechowo stałem naprzeciwko nich, więc ukrywanie pudełka było bezcelowe. Z trudem oparłem się chęci schowania ich za plecami, jak małe dziecko. Z największym spokojem na jaki potrafiłem się zdobyć wsunąłem je do kieszeni.
- Moje tabletki na uczulenie. - powiedziałem, bo była to jedyna rzecz jaką mogłem w tej chwili wymyślić.
- A na co masz uczulenie? - wypytywał dalej, podejrzliwie.
- Na... - tu już kompletnie nie wiedziałem co wstawić.
- Co to jest? - powtórzył, spoglądając na kieszeń w którym znajdował się powód pytań.
- To naprawdę nic. - skłamałem, czując się coraz bardziej niezręcznie.
- Mogę zobaczyć? - kontynuował, wyciągając rękę.
Dzielił nas już od siebie jakiś metr, a nie była to bezpieczna odległość. Bez jakiekolwiek zapowiedzi, Gerard sam sięgnął do mojej kieszeni. Obróciłem się lekko w bok, blokując do niej dostęp. Nie zdążyłem nawet kiwnąć palcem, a on już trzymał mnie za nadgarstek. Obrócił mnie do siebie tyłem i wolną ręką sięgnął do moich spodni. Powoli wyjął z niedużego otworu leki, po czym puścił mnie lekko odpychając w bok.
- Gerard! - udało mi się wykrztusić, przez zaciśnięte gardło.
- Skoro to nic, to czemu tak się bronisz? - spytał, jednak widać było że nie oczekuje odpowiedzi.
Zawiesił wzrok, na białym opakowany i chwilę wpatrywał się w nie.
- Po co to bierzesz? - powiedział w końcu – Chyba nie masz ADHD.
- Nie, po prostu...
- Nie można tego brać tak bez powody, są bardzo silne. Całe opakowanie powaliło by byka. - w jego głosie wyczułem złość i jednocześnie troskę.
- Wiem, ale one naprawdę są mi potrzebne. - upierałem się.
- Do czego? - spytał stanowczo.
Na to nurtujące pytanie, nawet sam sobie nie potrafiłem odpowiedzieć. Do czego były mi potrzebne? Wiele razy próbowałem sobie to wytłumaczyć, jednak zawsze kończyło się to klęską. Po prostu musiałem... Bezradnie spuściłem głowę wiedząc, że dalsze sprzeczanie się z nim nie ma sensu. Bez słowa skierował się do umywalki.
- Proszę, oddaj mi je. - było to jedyne zdanie na jakie zdołałem się zdobyć.
Wciąż milcząc, otworzył drzwiczki szafeczki kuchennej odsłaniając niewielki śmietnik. Bezradnie wpatrywałem się, jak wyrzuca pudełko do jego wnętrza.
- Przepraszam. - powiedział cicho.
Tępo spoglądałem za szafkę, którą zamknął. Nic nie byłem wstanie zrobić. Pewna część mnie wmawiała sobie, że tak jest lepiej, jednak nie potrafiłem wyprzeć się faktu, że byłem od nich uzależniony. Gerard podszedł z powrotem do mnie i wciąż licząc położył rękę na moim ramieniu.
- Zrób coś dla mnie... - zaczął – Nie bierz tego.
- To nie takie łatwe. - szepnąłem.
Kilka razy próbowałem, przestać to robić, ale po prosu byłem na to za słaby.
- Chodź obiecaj mi, że spróbujesz. - nalegał, przysuwając się jeszcze bliżej.
- Dobrze. - powiedziałem, spoglądając mu w oczy.
W odpowiedzi uśmiechnął się lekko. Poczułem ogromną chęć objęcia go, podziękowania za wszystko, jednak nie byłem w stanie. Zaczęliśmy bezsensowną rozmowę, jakby całe zajście nie miało miejsca. Byłem tak szczęśliwy jego obecnością, że zupełnie zapomniałem o domu, matce i Jack'u. Gdy była już piętnasta, czerwonowłosy poruszył temat przeprowadzki i poczułem się jakby ktoś wylał na mnie wiadro z zimną wodą. Pół godziny więcej nie było dla mnie jednak wielką różnicą, więc opowiedziałem Gerardowi wszystko o swoich rodzicach domu i przeprowadzce. Nawet nie zapomniałem wspomnieć o zawodzie matki. Było mu przykro słyszeć to. Wyjaśniłem jeszcze, że powinienem wracać i tak też zrobiłem. Im bliżej domu się znajdowałem, tym wolniejsze było moje tempo. Dopiero teraz zacząłem bać się konsekwencji. Po cichu otworzyłem drzwi, szykując się na nieuniknione.
- Frankie, to ty? - usłyszałem piskliwy głos rodzicielki, dobiegający z kuchni.
- Tak – powiedziałem, po stwierdzeniu, że jej chłopaka nie ma w domu.
Niska kobieta wyszła do mnie. Miała długie, kręcone, brązowe włosy i niebieskie oczy. Była dość szczupła. Wyglądała na sporo młodszą, niż w rzeczywistości była.
- Gdzie ty byłeś? Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłam! - krzyknęła podchodząc do mnie.
- Spałem u przyjaciela – wyjaśniłem, rozglądając się po domu.
- Dobrze, że Jack'a nie ma. - powiedziała – Proszę nie wychodź dziś ze swojego pokoju, postaram się mu wszystko wyjaśnić jak wróci. - dodała.
Kiwnąłem tylko głową i wszedłem na górę. Jej postawa szczerze mnie zdziwiła. Nigdy się tak nie zachowywała... a może ja nie chciałem tylko tego zauważyć? Teraz nie to było dla mnie ważne. Rzuciłem plecak pod biurko i wyjąłem gitarę z pokrowca. Zacząłem delikatnie szarpać struny palcami, wykonując moją ulubioną piosenkę. Przez resztę dnia nic innego nie robiłem. Zawsze gra, sprawiała mi wielką przyjemność. Wieczór przyszedł szybciej niż się spodziewałem. Położyłem się dość wcześnie, jednak nie mogłem zasnąć. Czułem się jakbym rozstał się z kimś bliskim, lub stracił coś cennego, a były to przecież zwykłe tabletki. Zwykłe, małe tabletki...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz