-
Frank! Cześć. Mam świetną wiadomość. Jutro Alex organizuje
imprezę. - powiedziała, jakby było to najważniejsze wydarzenie
jej życia.
-
Fajnie... - mruknąłem wymijająco.
Alex
nie był dla mnie kimś specjalnym. Znałem go głównie z opowiadań
Nansy. Był od nas o rok starszy. Raz czy dwa minęliśmy się na
korytarzu. Miał dosyć długie czarne włosy i ciemne oczy z których
dało się odczytać poczucie wyższości. Był nawet przystojny. Dla
dziewczyny takiej jak ta, stojąca obok mnie i dręcząca od jakiegoś
czasu jest to pewnie ideał.
-
Pomyślałam, że może poszedł byś ze mną? - spytała.
Prze
chwilę miałem wrażenie, że tylko żartuje, a przesadne
trzepotanie rzęsami to tylko złudzenie optyczne, jednak mówiła
poważnie. Spojrzałem błagalnie na Gerarda, który jedynie wzruszył
ramionami, czego jednak ona nie mogła dostrzec, bo stała odwrócona
do niego plecami.
-
No dobrze. - powiedziałem w końcu.
-
Świetnie! - powiedziała, z uśmiechem – To przyjdź jutro po mnie
na Kansley Street o 17.
Rzuciła
uradowana i odeszła. Znów zwróciłem wzrok ku czerwonowłosemu
robiąc minę niesprawiedliwie ukaranego.
-
To nie moja wina – mruknął niepytany.
-
Wiem. - odpowiedziałem i ruszyłem wraz z nim w stronę klasy.
Byłem
z siebie dumny, dzielnie wytrzymując matematykę z wychowawczynią.
Tak dobrze zresztą poszło mi też zresztą lekcji. Wracając do
domu odważyłem się w końcu spytać o coś Gerarda.
-
Idziesz na tą imprezę?
Chłopak
spojrzał na mnie, żeby sprawdzić czy mówię poważnie.
-
Odbiło ci? - spytał uśmiechając się lekko.
Zawsze
tak się zachowywał jeśli chodziło o sprawy właśnie takie jak
spotkanie, wspólny wypad czy właśnie impreza. Był cichy i
opanowany, jak zawsze. Miałem wrażenie, że odcina się nie tylko
ode mnie, ale i od całego świata, chodź to mogła być w zasadzie
prawda.
-
Może. Po prostu nie chcę tam iść sam. - burknąłem zmieszany.
-
Przecież będziesz z Nansy. - przypomniał, chodź wiedziałem o tym
nader dobrze.
-
Ale... - zacząłem - … wolałbym, żebyś ty też tam był.
Wydusiłem
z siebie, co było nie lada wyczynem, dla kogoś równie nieśmiałego
co ja. Taka była prawda. Chciałem, żeby tam był. Żeby poszedł
tam ze mną, zamiast tej rozchichotanej blondyny.
-
Rozumiem – powiedział, co lekko mnie zdziwiło – Jeśli ładnie
poprosisz...
-
Proszę... - powiedziałem, przeciągając sylaby jak dziecko.
-
No dobra, ale jeśli zechcę to wrócę do domu. - powiedział,
kończąc rozmowę.
-
Jasne. - odpowiedziałem, dziwnie szczęśliwy.
Następny
dzień był ciepły i czysty po niedawnych deszczach. Miałem się
spotkać z Gerardem na miejscu. O umówionej porze dotarłem pod dom
Nansy. Miała na sobie błyszczącą bluzkę z dużym dekoltem i
czarną miniówkę. Nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia,
jednak zmusiłem się do skomplementowania jej wyglądu. Od razu
przyczepiła się do mojego boku, jakbyśmy byli parą. Pocieszała
mnie myśl, że spotkam na miejscu drzwi do innego świata. Dziwne,
bo tymi drzwiami był człowiek, a w zasadzie zwykły chłopak...
-
Na pewno dobrze wyglądam? - spytała Nansy, po raz setny.
-
Tak, tak... - powiedziałem, przestając się starać.
Doszliśmy
do domu Alexa dosyć szybko. Mieszkał całkiem niedaleko. W domu
paliły się światła, a do ulicy dobiegał dźwięk muzyki. Od razu
dostrzegłem, czerwonowłosego chłopaka opartego o latarnię. Ręce
miał skrzyżowane na piersi. Miał na sobie czarne rurki i granatową
kurtkę spod której wystawała biała bluzka. Szybko zerknąłem po
sobie i przeczesałem niby niedbale włosy ręką. „Dobrze
wyglądam?” pomyślałem nagle zaniepokojony. Czarne spodnie,
ciemna kurtka, czarna koszula i niedbale zawiązany czerwony krawat.
„Może być”, odpowiedział cichy głosik w mojej głowie, ale
dla pewności wygładziłem jeszcze rękawy.
-
Hej – powiedziałem, uśmiechając się.
-
Cześć – mruknął, odwracając się do mnie.
Najwyraźniej
nie był zbyt zadowolony z tego, że musiał przyjść. Weszliśmy do
środka. Po przekroczeniu progu drzwi, zaatakowała nas fala dźwięków
i zapachów. Muzyka, dym papierosowy, alkohol, śmiechy i krzyki.
Rzadko bywałem w takich miejscach. Gerard rozejrzał się
niechętnie. Nansy prawie od razu porwała mnie na środek
drewnianego parkietu. Starałem się wmieszać w tłum, co wcale nie
okazało się takie trudne jak sądziłem. Wokół kręciło się
mnóstwo zupełnie obcych mi ludzi. Pośród nich robiło się mi
gorąco, a w uszach huczało od kiepskich, ale głośnych piosenek.
Dostrzeżenie Gerarda wydawało się nierealne, nawet z jego
abstrakcyjnym wyglądem. Gdy tylko udało mi się wyrwać z tłumu
spoconych, wciąż poruszających się ciał, wycofałem się pod
ścianę. Nie minęło dużo czasu, kiedy oglądanie ocierających
się o siebie par mi się znudziło. Miałem szczęście, że
blondynka z którą przyszedłem zajęła się gospodarzem. Wciąż
nigdzie nie dostrzegałem znajomej, charakterystycznej fryzury. Po
jakimś czasie wyszedłem przed dom z zamiarem zapalenia i
zaczerpnięcia świeżego powietrza. Moją twarz owiał chłodny
wiatr, a do uszu dotarło dudnienie deszczu. Powietrze było wilgotne
i czyste. Przed zmoknięciem chronił mnie około półtora metrowy
daszek z frontu budynku. Słońce jakieś czas wcześniej zaszło za
horyzont, a pierwsze gwiazdy zasłaniały ciężkie chmury.
Szczelniej zakryłem się kurtką i wyjąłem z jej kieszeni paczkę
czerwonych Marlboro. Zapaliłem jednego papierosa i zaciągnąłem
się. Zwykle robiłem to dla towarzystwa, lub gdy byłem
zdenerwowany. Wydmuchałem dym przed siebie, a on powoli rozwiał się
wokół. Ulicą przejechało srebrne volvo i znów słychać było
jedynie krople wody spadające z nieba i muzykę dochodzącą zza
moich pleców. Nagle tą miłą chwilę wytchnienia przerwało ciche
skrzypienie drzwi, a zaraz potem natrętny głos.
-
Tu jesteś! - Nansy zamknęła za sobą drzwi i podeszła do mnie.
Złapała
mnie za ramie i zaczęła trzepotać rzęsami. Ewidentnie coś
chodziło jej po głowie, jednak nie potrafiłem zrozumieć co. Nie
miało to jednak długo trwać. Dziewczyna zabrała z mojej dłoni
papierosa i wyrzuciła go gdzieś w dal na mokrą ziemię. „Co
robisz?”, zamierzałem warknąć jednak nie zdarzyłem. Zarzuciła
dłonie na moją szyję i wychylając głowę do góry pocałowała
mnie w usta, nie pozwalając tym samym dojść do słowa. Oniemiały
stałem w miejscu, z rozpaczą próbując nadążyć za biegiem
wydarzeń. Czas płynął zbyt szybko. Przysunęła się bliżej mnie
ocierając się o mój tors. Wtedy usłyszałem dźwięk ponownie
otwieranych drzwi i było za późno na cokolwiek. W progu drzwi,
ponad blond lokami dostrzegłem, zaskoczoną twarz Gerarda. Wkrótce
jednak jego usta wykrzywiły się w dziwnym grymasie złości.
Odepchnąłem od siebie dziewczynę z zamiarem, poproszenia go o
wspólny powrót do domu, jednak gdy tylko ruszyłem przed siebie,
przesuwając Nansy na bok on puścił się biegiem przed siebie.
-
Gerard! - zawołałem za nim, jednak ten nie zareagował.
Słyszałem
za sobą nawoływania dziewczyny, gdy pobiegłem za nim, ignorując
pogodę i śliskie błoto pod moimi stopami.
-
Gerard, proszę zaczekaj! - krzyczałem, a mój głos mieszał się z
deszczem, moczącym moje ubrania.
Widziałem
przed sobą stopniowo zbliżającą się sylwetkę. Chłopak nie
odpowiedział na moje prośby. Nawet się nie odwrócił, jednak
zwalniał. Chciałem z nim porozmawiać i wyjaśnić wszystko. Co się
stało? Nie wiedziałem, czemu tak zareagował. Może nie chciał
widzieć mnie z Nansy? Może coś stało się na imprezie? Biegłem
za nim potykając się o własne nogi. Czułem na skórze strużkę
potu. Zimno zaczynało wciskać się przez przesiąknięte wodą
ubrania, które przylegały do mojego ciała. Odległość między
nami zaczęła się zmniejszać, aż wreszcie dogoniłem
czerwonowłosego i zatrzymałem, łapiąc stanowczo za ramię. Nawet
nie próbował się wyrwać, gdy siłą obróciłem go do siebie
twarzą. Jego policzki były mokre, a oczy zaczerwienione, jakby
płakał, jednak mogło to być urojenie.
-
Co się stało? - spytałem, patrząc mu w twarz.
-
Ja... - jęknął niepewnie, spuszczając wzrok.
-
Tak? - ponowiłem. Gdy znów spojrzał na mnie, jego oczy zalśniły
niczym złoto.
-
Frankie, to nie takie łatwe jak myślisz! - krzyknął, a jego głos
potoczył się echem wśród kropel deszczu.
-
Wytłumacz mi! - powiedziałem, zdziwiony jego zachowaniem.
-
Nie potrafię. Nie chcę by coś się stało z naszą przyjaźnią.
Poza tym, tego nie da się tak po prostu powiedzieć... - spierał
się dalej.
-
Chociaż spróbuj! Spróbuj mi to pokazać! - wybuchnąłem.
Zawsze
uważałem, że na wszystko są dobre słowa wyjaśnienia. Że
wszystko ma swój słowny opis i wyjaśnienie, więc co mógł
ukrywać? Nagle czas stanął, gdy nasze spojrzenia się zetknęły.
Tak bardzo chciałem być kimś w jego oczach, a teraz gubiłem się
w ich głębi, jakby były przepaściami bez wyjścia. Tkwiliśmy
nieruchomo, całkowicie przemoczeni między szarymi budynkami
Pawntacket.
-
Chciałbym, żebyś zrozumiał... - szepnął.
W
jednej chwili pojąłem, że jednak płakał. Słychać to było w
jego głosie. Z niesamowitą prędkością złapał mnie za
nadgarstki i popychając lekko, przygwoździł do ściany budynku,
przed którym staliśmy. Zbliżył swoją twarz do mojej. Mimowolnie
jęknąłem cicho, gdy Gerarda przybliżał się bardziej, zaciskając
uścisk. Ustami objął moje wargi, uniemożliwiając mi jakikolwiek
odgłos. Poruszał nimi ostrożnie w czułym pocałunku. Moje ciało
zastygło, jakby było z wosku. Jego dotyk... pomyślałem. Jego
chłodne ręce, zaciśnięte na moich... Jego nieobecne spojrzenie...
Jego usta...
Czułem
napierające stopniowo na mnie ciało. Język chłopaka wsunął się
do mojego podniebienia rozpoczynając jego penetrację. Pocałunek
stał się bardziej zachłanny i brutalny. Mimo wszystko ból w
nadgarstkach, zmienił się w rozkosz z tej bliskości. Z moich
przymkniętych oczu poleciały słone łzy. Nie potrafiłem ich
zatrzymać, chociaż nie odczuwałem smutku. Czułem jak odpływamy,
lub też robi to otaczający nas świat, umykając gdzieś w dal.
Gerard...
Wokół
nas szumiał ocean, a nie deszcz. Jego fale zbliżały się do
naszych stóp, jednak zamiast je zmoczyć, oddalały się z powrotem
w głębiny. Czerwień włosów chłopaka stała się ogniem
ogrzewającym moje ciało, a oczy światłem niosącym bezpieczeństwo
i nadzieję.
Chciałem
tego?
Mój
umysł jakby odpływał wraz z falami, a myśli stały się dziwnie
ociężałe i powolne. Nacisk na moich nadgarstkach stopniowo zelżał.
W końcu wyrwałem się z niego i wplotłem ostrożnie palce w włosy
chłopaka. W jednej chwili ktoś nacisnął przyciska play na
pilocie. Czas ruszył, deszcz zaczął na nowo moczyć wszystko w
zasięgu wzroku. Nie było już ani oceanu, ani tego dziwnego uczucia
wolności. Tym który to przerwał, był właśnie ten, który to
wszystko zaczął.
-
Przepraszam... - szepnął, jakby zrobił coś złego.
-
Za co? - spytałem, a resztki przyjemności odleciały, gdy
dostrzegłem przygnębienie na jego twarzy.
-
Za to i za te wszystkie kłamstwa... - wyjąkał sztywno, spuszczając
głowę.
Było
to dla mnie jeszcze większym zaskoczeniem, niż sam pocałunek.
Widząc moje zdziwienie Gerard złapał mnie za rękę i pociągnął
w stronę swojego domu.
-
Wyjaśnię ci u mnie. - rzucił zamyślony.
Znów
był tym samym chłopakiem, którego poznałem pierwszego dnia
szkoły. Te same nieobecne spojrzenie, ten sam utkwiony gdzieś w
dali wzrok, ta sama obojętność w głosie... Prowadził mnie,
jakbym nie znał drogi. Zrobił się dziwnie chłodny, jakby nic
między nami nie zaszło. To
co zrobił, było dla mnie tak ogromnym szokiem, że nawet nie
zauważyłem kiedy dotarliśmy na miejsce. Suche pomieszczenia
przywitały nas światłem i ciepłem. Z ulgą zrzuciłem przemoczoną
kurtkę i buty, które dosłownie ociekały wodą. Złotooki był
spięty i jakby zagubiony. Sam nie byłem w lepszym stanie.
Ten
pocałunek…
Gerard
podszedł do mnie, lekko drżąc.
-
Chciałem ci powiedzieć… ale to co zrobiłem. – zaczął jąkając
się przy każdym słowie.
Mówienie
widocznie sprawiało mu ból.
-
To co o mnie wiesz to… złudzenie. Nie jestem do końca taki jakim
mnie znasz… - wybąkał.
W
mojej głowie ruszyły dwa pociągi pędzące na siebie ze
sprzecznymi informacjami, ale..
Ale
ten pocałunek…
-
Nie zabiłem swojego ojca niechcący – powiedział, jednym tchem. –
Ja, ja byłem w tedy z chłopakiem… moim chłopakiem. – odległość
między owymi pociągami raptownie się zmniejszała, przy każdym
słowie. – Tata nas nakrył. Ja naprawdę nie wiedziałem co
zrobić. Wywalił mojego... chłopaka, a na mnie zaczął wrzeszczeć.
Mówił, że wyrzuci mnie z domu. Uderzył mnie w policzek i nazwał
nic nie wartą ciotą… To mnie zabolało najbardziej. – Z
niewyjaśnionej przyczyny cofnąłem się o dwa kroki w tył.
Zrobiłem
to właściwie nieumyślnie. Strach był silniejszy, ale nie bałem
się go, tylko jego słów.
-
Byliśmy w kuchni. Nie panowałem nad sobą. Niedaleko leżał nóż…
- po jego policzku spłynęły pojedyncze łzy, a za nimi następne.
– To było takie proste… - zakończył, jakby wszystko już
wyjaśnił.
Pociągi
uderzyły w siebie, wywołując niepojęty chaos w moim umyśle.
Strach posuwał się dalej. Nie mogłem nic z siebie wydusić. To nie
prawda, pomyślałem, ale jego słowa brzmiały aż nazbyt szczerze.
Chciałem temu wszystkiemu zaprzeczyć, lub cofnąć czas. Wyglądał,
jakby miał zaraz uciec, wstydząc się tego co wyznał. Jego
policzki zakrył lekki rumieniec złości na samego siebie. Ciarki
przeszły po moim ciele.
A
ten pocałunek…
-
Wiedziała o tym tylko Alice i moja matka. Brat nawet niczego nie
podejrzewał… tak bezgranicznie ufał moim kłamstwom. – wybąkał.
– Dziwne, nawet przy nich nigdy nie płakałem… - dodał,
zupełnie innym tonem, patrząc na mnie, jakby zaciekawiony tym
faktem.
Jego
oczy błyszczały. Przypominały kamienie szlachetne. Pełne były
bólu, cierpienia i… Nie potrafiłem określić czego. Może było
to zwykłe zainteresowanie moją osobą? Przysunąłem się niepewnie
bliżej niego, chodź właśnie stwierdził, że jest mordercą. Co
ty robisz? Spytał przerażony umysł, ale to serce zawładnęło
moim ciałem. Uciekaj! Krzyknął, próbując przejąć kontrolę,
gdy moja dłoń podnosiła się do policzka Gerarda. Czemu tego nie
zrobisz? Czemu go nie zostawisz? Moja twarz powoli zbliżała się do
jego. Stał w miejscy, jakby gotowy nawet na skazanie. Nachyliłem
twarz ku niemu, czując coraz wyraźniej jego ciepły, nierówny
oddech na swoich wargach. Większość ludzi, postąpiła by inaczej,
ale…
Ale
ten pocałunek zmienił wszystko…
Jestem w ogóle fanką twojego opowiadania ;> co raz mnie zaskakujesz ^^ I masz piękny styl pisania ;) Czekam na następny ^^
OdpowiedzUsuń